LKS Zalesianka Zalesie - strona nieoficjalna

Strona klubowa
Herb

Wyszukiwarka

Ankiety

Brak aktywnych ankiet.

Statystyki drużyny

Najnowsza galeria

Zalesianka Zalesie vs Wierchy Pasierbiec
Ładowanie...

Losowa galeria

Zalesianka vs Pasierbiec (16.10.2010)
Ładowanie...

Buttony

Aktualności

Coach skończył 62 lata !

  • autor: xmati5, 2012-09-22 00:24

Z okazji 62 urodzin naszego trenera, przybliżamy wam nieco jego sylwetkę !

Dzisiaj Wojciech "Siwy" Ślęzak ukończył 62. roku życia. Przypominamy piłkarza, którego interwencje w obronie oraz "bomby" z rzutów wolnych na stałe zapisały się w kronikach Komunikacyjnego Klubu Sportowego. Taki człon poprzedzał oficjalną nazwę, jaką nosiła Sandecja w czasach, kiedy w niej występował

***

W bramce Piotr Mowlik, w pomocy Grzegorz Ostalczyk, w ataku wstępujący dopiero na światowe futbolowe salony Grzegorz Lato i Andrzej Szarmach, zaś na pozycji ostatniego stopera Wojciech Ślęzak - ci zawodnicy tworzyli skład reprezentacji Polski do lat 23, która w roku 1973 pod wodzą trenera Andrzeja Strejlaua stoczyła dwa średnio udane spotkania ze swymi rówieśnikami z Norwegii i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Pierwsze z nich przegrała 0-1, drugie zremisowała 1-1. Kiepskie wyniki nie zmieniły pochlebnego zdania selekcjonera o rosłym, dość masywnie zbudowanym środkowym obrońcy z południa Polski. Ślęzak otrzymał wkrótce kolejne powołania na już nie liczone do oficjalnych statystyk turnieje w Czechosłowacji i NRD. I w tych imprezach nie zawiódł. Nie był może największą gwiazdą międzynarodowych zawodów, przylgnęła wszak do niego opinia o defensorze bezkompromisowo wkraczającym w akcje rywali, niezwykle ciężkim do oszukania w bezpośrednim pojedynku. Trudno więc dociec, co powodowało Strejlauem, że ten stracił nagle zainteresowanie dla bohatera niniejszego tekstu. Dla piłkarza ten brak trenerskiej uwagi oznaczał ugrzęźnięcie w drugoligowej szarzyźnie.

Drugoligowej, jako że w czasie, do którego wracamy, Ślęzak był już zawodnikiem tarnowskiej Unii. A przywędrował do niej, wraz ze swym krajanem - Janem Mrowcą, z Limanowej.

***

Ślęzak to nie jedyny późniejszy zawodnik Sandecji, którego korzenie wywodzą się z tego miasta. Wychowankiem Limanovii jest przecież Kazimierz Kaim, a na różnych etapach swych boiskowych karier występowali w niej także Wiesław Spiegel i Józef Małek. Z limanowskim klubem związani byli ponadto Tadeusz Wrona, Tadeusz Bednarek, Jerzy Ligęza, Józef Mrowca, czy Andrzej Zalewski, zaś dzisiaj występują w nim inni sądeczanie: Dawid Basta, Jakub Wańczyk oraz grający kiedyś w Sandecji Piotr Chlipała.

Na pierwszy trening do klubu z ul. Marka 36 trafił jako kilkunastolatek. Dwa sezony występów w drużynach młodzieżowych wystarczyło trenerom do nabrania przekonania o ogromnych możliwościach drzemiących w ambitnym, twardym, przy czym garnącym się do pracy podczas zajęć szkoleniowych młodzieńcu. Minęły kolejne dwa lata, kiedy po braterskie pary Wojciecha i Grzegorza Ślęzaków oraz Jana i Józefa Mrowców zgłosiły się możniejsze kluby. Wojtek, Grzesiek i Janek trafili do Unii Tarnów, Józek natomiast obrał azymut na bliższą geograficznie Sandecję. W klubie sądeckim wylądował ostatecznie i Wojtek, ale o tym wkrótce.

Przebojem wdarł się pozbawiony jakichkolwiek kompleksów przybysz z Limanowej do podstawowej jedenastki "jaskółek", stając się jednym z czołowych obrońców drugiej ligi. Jego możliwości przyrównywano do potencjału Jerzego Gorgonia, Mirosława Bulzackiego, Władysława Żmudy nawet. Powołany wkrótce został do szalenie w tamtym czasie mocnej reprezentacji U-23, co miało stanowić przepustkę do wielkiej kariery. Trudno doprawdy dzisiaj dociekać, jak potoczyłyby się losy limanowianina, gdyby selekcjoner Strejlau zachował konsekwencję w rozsyłaniu powołań do kadry, albo gdyby sam piłkarz skorzystał z lukratywnych propozycji ekstraklasowych Stali Mielec i Ruchu Chorzów. Być może jego nazwisko byłoby dzisiaj jednym tchem wymieniane wraz z Tomaszewskim, Szymanowskim, Janasem, Musiałem... Może mieszkałby w apartamentowcu w którejś z warszawskich czy łódzkich ekskluzywnych dzielnic... Może rodzinne strony odwiedzałby sporadycznie, zajeżdżając mercedesem, porsche czy innym mustangiem... A może po zejściu z wielkiej areny, powróciłby do pracy zawodowej, pędząc życie właściwe swym rówieśnikom. Życie, jakie właśnie staje się jego udziałem: skromne, uczciwe, w szczęśliwej rodzinie i we względnym dostatku. Życie, którego osią napędową pozostaje jednak piłka nożna.

***

Przestał więc Wojtek, któremu, z racji w gwałtownym tempie przybywających srebrnych włosów w gęstej czuprynie, koledzy mieli wkrótce nadać wdzięczny przydomek "Siwy", zawracać sobie głowę reprezentacyjnymi występami, koncentrując się na grze dla Unii. Tej różnie się wiodło w II lidze. W 1978 roku, za namową Jerzego Leszczyńskiego, zdecydował się wreszcie na powrót w rodzinne okolice. Przeprowadził się do Nowego Sącza, gdzie mieszkała wybranka jego serca. Z futbolu naturalnie nie zrezygnował. We wrześniu owego roku powitali go kibice na stadionie przy ul. Kilińskiego.

Bardzo szybko stał się ich ulubieńcem. Kochali i podziwiali Wojtka nie tylko za jego czysto sportowe umiejętności, ale również - może nawet przede wszystkim - za nadzwyczaj otwarty, szczery, jowialny charakter. Nigdy nie zadzierał nosa, nie dawał odczuć, że w piłce osiągnął jednak "ciut" więcej niż partnerzy z drużyny, wtopił się w ekipę, która w tamtym czasie stanowiła dość hermetycznie zamkniętą grupę ludzi. "Siwy" tym różnił się od niektórych kolegów, że każdego, nawet najbardziej niedouczonego kibica traktował poważnie.

- Co to znaczy niedostępny piłkarz? - oburzał się w jednym z wywiadów udzielonych "Głosowi Sądeckiemu". - Dla kogo niedostępny? Dla kibiców? Dla ludzi, którzy płacą za bilet ciężko zarobione pieniądze i mają święte prawo głośno wyrazić swą opinie o grze tego, czy tamtego zawodnika? Jeśli tylko krytyka formułowana jest w sposób kulturalny, to naprawdę nie ma się o co obrażać. Przecież bez tych kibiców nie mielibyśmy racji bytu! Dla kogo byśmy grali? Dla pustych trybun? Ludzie, trzeba potrafić rozgraniczyć pewne rzeczy, pomyśleć logicznie.

Nie oszczędzał się zatem Wojtek w żadnym spotkaniu. I nie było ważne, czy jest to mecz o przysłowiową czapkę gruszek, czy o ważne trzecioligowe punkty. Walczył z niezmiennie ogromną ambicją, nie żałował sił i zdrowia i - trzeba to obiektywnie stwierdzić - zdarzały się zawody, w których stanowił 50 procent wartości drużyny. Równie niezastąpiony bywał bowiem zarówno w defensywie (niewiele stracił ze swych opisywanych wyżej walorów, stanowiąc przeszkodę dla rywali w praktyce nie do przejścia), jak i pod bramką drużyny przeciwnej. Nigdy nie stronił od wycieczek pod nią. Słynął ze świetnej gry głową, ale jego "daniem firmowym" stały się atomowe strzały z rzutów wolnych. Wykonując je nie silił się na techniczne zawiłości, nie "pieścił" piłki uderzeniami wewnętrzną czy zewnętrzną częścią stopy. Futbolówkę trafiał tzw. czystym podbiciem, wkładając w każdy strzał maksimum siły. Efekt tego był taki, że piłka bądź dosłownie zmiatała z powierzchni ziemi nieszczęśnika stojącego w murze, bądź szukać ją trzeba było na trybunach za bramką. Bardzo często bywało jednak i tak, że dziurawiła niemal siatkę. A bramkarz miał czas jedynie na odprowadzenie futbolówki wzrokiem. W ten sposób kilkanaście razy ratował dla Sandecji trzecioligowe punkty.

***

Odchodził z komunikacyjnego klubu trochę niepostrzeżenie, jak gdyby po cichu, bez jakichkolwiek fanfar. Może dlatego musiało minąć trochę czasu, zanim kibice połapali się, że kogoś im na boisku brakuje.

- Sezon 1981/82 rozpoczął się jak każdy poprzedni - wspomina Adam Gieniec, jeden z najzagorzalszych sympatyków sądeckiego klubu, właściciel baru, w którym przy "jasnym z pianką" spotykają się odwieczni fani biało-czarnych. - Sandecja, jak to Sandecja, grała w kratkę: raz była górą, innym razem dawała pleców. W trzecim czy czwartym meczu toczonym przez nią na własnym boisku, kiedy mieliśmy wykonywać rzut wolny, nagle zdałem sobie sprawę, że to nie Ślęzak przygotowuje się do rozbiegu. Zapytałem kolegów, co się z nim dzieje. I wyobraź sobie, że nikt nie był mi w stanie odpowiedzieć.

A Wojciech Ślęzak na powrót był już wówczas zawodnikiem Limanovii. Do macierzystego klubu przeniósł się na piłkarską emeryturę. Niech się "Siwy" nie obrazi, ale postąpił jak stary niedźwiedź, który - przeczuwając śmierć - odszukuje rodzinną gawrę, pragnąc w niej na wieki złożyć swe kości. Nigdy bowiem nie zapomniał Wojtek, skąd wywodzą się jego korzenie. Nawet w okresie swych największych sportowych przewag pamiętał o Limanovii, żywo interesował się jej losami, kontaktował z dawnymi kolegami z boiska.

- To prawda, w czasach zawodniczych serce miałem rozdarte między trzy kluby: Limanovię, Sandecję i Unię Tarnów - przyznaje Wojtek. - Taki już jestem, że mocno związuję się emocjonalnie ze środowiskiem, w którym przez jakiś czas się obracam, którego stanowię jakąś tam, może nawet niewielką, ale jednak cząstkę. Kiedy więc reprezentowałem barwy Sandecji, to pierwsze co w poniedziałek sprawdzałem w gazecie, to wyniki uzyskiwane przez limanowian i tarnowian. O ile oczywiście nie mogłem osobiście być w niedzielę na ich meczach.

Wyczerpując zawodniczy wątek w biografii Ślęzaka odnotować należy, że ostatnie kilkanaście miesięcy swej boiskowej aktywności spędził w Victorii Witowice Dolne. W roku 1988 ostatecznie powiedział sobie, rodzinie, kibicom, trenerom oraz działaczom: dość. Nie czekając na zadęcie w trąby, po prostu którejś kolejnej niedzieli nie pojawił się już na boisku. Pożegnał się piłkarskimi butami, ale nie z piłką nożną.

***

Ponieważ w tzw. międzyczasie ukończył kurs trenerski, pomyślał, ze nie od rzeczy byłoby podzielenie się nabytym doświadczeniem z młodymi adeptami. Szkoleniową działalność rozpoczął w LKS Świniarsko i choć swej pracy poświęcał się bez reszty, dla nikogo nie było tajemnicą (dla niego zresztą tym bardziej), że czeka na okazję wspomożenia któregoś ze "swych" klubów.

Sposobność taka wkrótce nadarzyła się w Limanovii. Sprawował nad nią pieczę wraz ze swym niegdysiejszym boiskowym kompanem, późniejszym burmistrzem Limanowej - Markiem Czeczótką.

Jako kolejny przystanek na szkoleniowej drodze Ślęzaka pojawiła się... Sandecja. Poprowadził ją wraz z kolejnym stadionowym partnerem - Bogusławem Szczeciną. Później był Skalnik Kamionka Wielka, ponownie Limanovia. Podjął się tutaj dzieła sanacji upadającego coraz niżej klubu. I kto wie, czy to nie jemu przyszłoby dzisiaj świętować pucharowy triumf, gdyby nie nieporozumienie z klubowymi działaczami. Nie chce dzisiaj komentować tamtych wydarzeń, tak czy owak, z MKS rozstał się w okolicznościach - nazwijmy to - niekoniecznie nasuwających skojarzenie z Wersalem.

Od lipca 2003 roku, aż do zakończenia rundy jesiennej sezonu 2004/2005, był szkoleniowcem piątoligowego Grodu Podegrodzie. O pracy w tym klubie zachowa dla odmiany miłe wspomnienia.

- Każdy trener, wcześniej czy później musi rozstać się z prowadzoną przez siebie drużyną - mówił kilka lat temu "Dziennikowi Polskiemu" Ślęzak. - Tak też stało się i z moją przygodą z Podegrodziem. Złego słowa nie dam jednak powiedzieć o działaczach z tamtejszego klubu. Wyjaśniliśmy sobie wszystkie sporne kwestie, pożegnaliśmy się jak dżentelmeni. Żadna strona nie chowa do partnera urazy. Tak zawsze być powinno. Na razie odpoczywam. Korzystam ze świadczeń przedemerytalnych, o trenerce staram się nie myśleć.

Natura ciągnie jednak wilka do lasu. "Siwy" uległ w końcu namowom wójciny Łukowica Czesławy Rzadkosz i zajął się szkoleniem młodych chłopaków z tamtejszego Uranu. Dojeżdżał na treningi, do swych obowiązków, podchodząc ze śmiertelną powagą. Tak go już w domu wychowano. Mama zawsze powtarzała: - Pamiętaj, synu, że jeśli ktoś ci zaufa, to zawieść go nie możesz. Spędził w Łukowicy 10 lat, a od początku 2011 roku pracuje w Zalesiu z tamtejszymi adeptami futbolowymi. Treningi prowadzi na najwyżej (przeszło 700 m) położonym boisku w Polsce.

Daniel Weimer - Dziennik Polski - 22.09.2011


  • Komentarzy [1]
  • czytano: [2024]
 

autor: ~aaaaaa 2013-09-28 19:40:06

avatar co się stało że wójcina Łukwicy zainteresowała się sportem. chyba ktoś sobie jaja robi w tym redaktor dziennika.


Dodaj swój komentarz

Autor: Treść:pozostało znaków:

Logowanie

Reklama

Ostatnie spotkanie

LaskoviaLKS Zalesianka
Laskovia 3:11 LKS Zalesianka
2014-10-25, 10:00:00
     
oceny zawodników »

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Wyniki

Ostatnia kolejka 9
KS Tymbark 0:4 Sokół Słopnice
Dobrzanka Dobra 2:0 Turbacz Mszana Dolna
Orkan Niedźwiedź 4:2 Witów Mszana Górna
Laskovia 3:11 LKS Zalesianka
Zenit Kasinka Mała 0:2 LKS Jodłownik

Najbliższa kolejka

Najbliższa kolejka 10
Zenit Kasinka Mała - Dobrzanka Dobra
LKS Jodłownik - LKS Zalesianka
Laskovia - Witów Mszana Górna
Orkan Niedźwiedź - KS Tymbark
Sokół Słopnice - Turbacz Mszana Dolna

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 2 gości

dzisiaj: 2, wczoraj: 103
ogółem: 456 916

statystyki szczegółowe